Sobota 06 Styczeń 2018 17:04:10
Plany dotyczące minionego weekendu nie zakładały żadnych startów, gdyż już kilka miesięcy temu zaplanowałem na ten okres coś zupełnie innego. Otóż z związku z okrągłą rocznicą ślubu postanowiłem i zorganizowałem tzw. "ponowną podróż poślubną" - wypad na tydzień, oczywiście wyłącznie w towarzystwie żony, do Chorwacji. Założenia organizacyjne proste: poza sezonem, brak tłoku, atrakcyjne oferty cenowe, hotel z wygodami, dużo wycieczek i rekreacji. Założyliśmy, że codziennie wcześnie rano wspólnie biegamy, później ja "dokręcam" swoje, główna część dnia poświęcona na zwiedzaniu atrakcji Istrii, wieczór to odnowa biologiczna i życie towarzyskie. Postanowienie zostało "wdrożone w życie" i tak od czterech dni wypoczywamy w Rabac na Istrii.
Już w trakcie pierwszego biegowego zwiedzania okolic zapoznałem się z turystą-biegaczem Michaelem z Niemiec (z Poczdamu). Z uwagi na moją marną znajomość języka niemieckiego moje "rozmowy" z Michaelem były takie trochę intuicyjne, ale zgadaliśmy się, iż spotkamy się w Dreznie 26-27 kwietnia na 17. VVO Oberelbe-Marathon (Michael pobiegnie na połówkę), a przede wszystkim, że w niedzielę (30.03) w położonej około 40 km od Rabaca miejscowości Duga Uvala odbędzie się bieg uliczny na dystansie "kleinenmarathon" (czyli 4,219 km). Po raz pierwszy przyszło mi wybrać się na bieg bez "pełnego" rozpoznania.
Ale do rzeczy - dopiero na miejscu dowiedziałem się trochę więcej o biegu. Organizatorem tej już piątej edycji imprezy jest filia pewnego niemieckiego biura podróży oraz miejscowa organizacja turystyczna przy współpracy ze stowarzyszeniem chorwackim pn. DRUSTVO NATURISTA HRVACKE. Trasa wiodła ulicami, a właściwie alejami i drogami asfaltowymi, w okolicy Duga Uvala (cicha nadmorska miejscowość o luźnej zabudowie apartamentowej), trasa mocno pofałdowana. Start i meta w centrum, przy głównej plaży żwirowo-piaskowej. Świetna pogoda - około 20 stopni, prawie bezchmurnie. Udział w biegu był bezpłatny, wydano nam tylko chipy (takie mocowane do sznurowadeł). Byłem tak zaabsorbowany przygotowaniami (im krótszy dystans tym dłuższa rozgrzewka), że na miejsce startu udałem się w ostatniej chwili.
A tu w okolicy startu zgromadzenie około 80-ciu... GOLASÓW (!!!) obojga płci w różnym wieku. Chwilę trwało, nim wróciła mi "kontrola" nad ruchami, mową, myślami. Podbiegł do mnie Michael - krzyknął "einige Mut!, gib mir Kleidung!, wir laufen zusammen! (w wolnym tłumaczeniu: "nie pękaj, dawaj ciuchy, biegniemy razem"), jeszcze mnie zaciągnął do stanowiska z odczytem chipów, gdzie namalowano mi pisakiem numer startowy na... brzuchu, no i...poszło....
Wszystkie moje "przymiarki" do tego biegu, a miałem zamiar potraktować go jako tzw. bieg ciągły z określonym tempem, prysły. Przez połowę dystansu (co widać na załączonych zdjęciach: Michael z namalowanym na udzie numerem 54, mój numer to 55) trzymałem się Michaela i "peletonu" (wśród uczestników zdecydowanie przeważali Niemcy, sporo też było Holendrów i Czechów). Dopiero po 2 km "doszedłem do siebie" i pobiegłem, że tak powiem, normalnie.
Mimo tylu "utrudnień", przeżyć, stresu udało mi się zająć 5. miejsce open a uzyskany czas 18:53, w tych warunkach, uznałem za zadowalający.
Na mecie wszystkich biegaczy obdarowano zestawem upominków i słodyczy (lokalne pamiątki i wyroby), a pierwsza dziesiątka (w tym ja) nagrodzona została dodatkowo rakiją w stylowych butelkach oraz miniaturkami kamiennych domków. Zaraz po biegu, wraz z większością uczestników, w strojach "organizacyjnych", skorzystałem z kąpieli w Adriatyku (temperatura wody w zatoce około 17-18 stopni).
Na zakończenie wniosek: uczmy się języków obcych...!!!;)
Pozdrowienia ze słonecznej Chorwacji, wracam w piątek
rys-tas