Sobota 06 Styczeń 2018 17:56:02
Skoro wszyscy to czemu nie ja? O tym, że zostałam zapisana na bieg w listopadzie dowiedziałam się przed wakacjami ale tak naprawdę trenować zaczęłam 4 tygodnie przed startem. Przemilczę już wszystkie moje bunty i trudności jakich mi to przysporzyło na początku, bo sama droga do startu była długa, kręta i wystarczyłaby na całkiem osobną historię. Grunt, że z osoby, która przed bieganiem broniła się rękoma i nogami, Paweł zrobił osobę, która nie parska śmiechem na słowa "No to dzisiaj pobiegniesz 3 razy po 10 minut". Co prawda może też mnie to niespecjalnie zachwyca ale potrafię teraz zawziąć się w sobie i tyle przebiec. Jasne, że to niewiele, szczególnie dla ludzi, którzy biegają od dłuższego czasu i kochają to robić. Zważcie jednak na to, że na początku wysiadałam podczas trzech minutach biegu i mniej więcej od 1 minuty co sekunda patrzyłam na zegarek, bo jakoś powoli płynął czas. Jak to możliwe, że biegnę już z 5 minut a na liczniku dopiero 01:15? Także nie było łatwo wcale a wcale ;)
Pomińmy już ten czas przygotowań i przeskoczmy w czasie do jakiś pięciu minut przed startem. Jesteśmy w Żaganiu, 10 listopad, godzina 13:55, wszyscy zawodnicy stoją już na pozycjach. Paweł poszedł do przodu a ja stanęłam sobie gdzieś na tyłach, coby za bardzo nie przeszkadzać setce ludzi, która musiałaby mnie wyprzedzać. Moim założeniem było po prostu jakoś dowlec się do mety a jedyną ambicją to żeby mnie nie wyprzedziły te małe dzieci, które się kręcą dookoła z numerami startowymi na koszulkach. Minuta do startu, można już wyczuć pewne napięcie w pozach moich rywali. Zaciskam mocniej kitkę, żeby mi chociaż włosy nie przeszkadzały. Pada lekki deszczyk ale nie przeszkadza mi to, lubię deszcz. Odliczanie! Absolutnie wszyscy liczą głośno, już nie mogą doczekać się startu i tylko ja stoję jak ostatnia sierota z wielkimi oczami, a jedyna myśl jaka tłucze mi się po głowie to "Co ja tu robię?". Wreszcie "START" i ludzie zaczynają się powoli przesuwać do przodu. Chyba wypada zacząć biec, ale dla pewności do samej linii startu podchodzę sobie spacerkiem, nie mam ochoty wbijać łokci w żebra i plecy ludzi tłoczących się na przewężeniu na trasie. Wreszcie trochę luzu i mogę przyspieszyć, przede mną całe 4,3 km, czyli dystans, który jeszcze 2 miesiące temu był nierealny do pokonania. Czy dzisiaj dam radę? Sama trasa składała się z dwóch pętli, większej i mniejszej. Od samego początku przesuwałam się naprzód wyprzedzając kolejnych ludzi, ale nie za bardzo wierzyłam, że uda mi się ten stan utrzymać. Myślałam raczej, że na którymś odcinku ci wszyscy ludzie mnie miną tak jak ja ich teraz, a ja będę zwalniać i zwalniać... Nie wiem kogo zdziwiłam bardziej, Pawła, może tatę, który sam kiedyś był sportowcem i wiedział doskonale, że ja z tych niebiegających i w ogóle nic nie robiących a może samą siebie? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale gdy tak biegłam i mijałam to jakoś przestałam myśleć "nie umiem, nie potrafię" tylko powoli przestawiałam się na "nie zatrzymuj się, nie zatrzymuj się" aż doszłam do "poradzisz sobie". I faktycznie sobie poradziłam. Nie wiem co na to wpłynęło ale wstąpił we mnie duch walki i chciałam udowodnić samej sobie, że wcale nie jestem taka ostatnia sierota. Nie chciałam być ostatnia ani gdzieś daleko w ogonie, chciałam pobiec najlepiej jak umiem. Zaczęłam mierzyć do ludzi biegnących przede mną, nie do tych obok ani za mną i wyłączyłam inne odczucia. Pamiętałam o wskazówkach jakie dał mi Paweł przed moim debiutem i udało mi się jakoś pokonać tą większą pętlę. Na drugim okrążeniu dołączył do mnie Paweł, który skończył już swoje 4,3km. Nie wspomniałam, że był to jego pierwszy start od kontuzji i długiego procesu regeneracji, ale powoli już wraca do formy To dzięki niemu do samego końca trzymałam tempo i miałam siłę biec dalej i dalej, mimo, że meta wydawała się być strasznie daleko. Ba, nawet udało mi się przyspieszyć na ostatnich metrach i w rezultacie po raz pierwszy w życiu przebiegłam bez żadnej przerwy tak długi dystans. Szczerze mówiąc to do tamtej pory chyba nawet z przerwami tyle nie przebiegłam nawet na tych ponad półgodzinnych treningach. Tak jak już pisałam, moim początkowym założeniem było po prostu dobiec. Paweł liczył, że przy bardzo dobrych wiatrach i myśląc z dużą dozą optymizmu zajmie mi to jakieś 26 minut. Zajęło mi to równe 22:35 i ten właśnie wynik... chcę poprawić. Może włączyły mi się w głowie jakieś ukryte ambicje, może to coś innego ale chcę się przekonać ile mogę z siebie wycisnąć i ile mogę zmienić poświęcając czas wolny na bieganie. Bieg w Żaganiu był moim pierwszym i na pewno nie ostatnim biegiem jaki ukończyłam. W ogólniej klasyfikacji figuruję na miejscu 19 i jak na razie ten wynik mnie zadowala, ale wiem, że za jakiś czas dam radę lepiej :)
Nie napisałam jeszcze o tym, że impreza była dwudniowa. 11listopada odbył się bieg na 10km, w którym byłam już wiernym kibicem i fotografem, a skoro Paweł ma lenia i wrobił mnie pisanie (bo na pewno się zgodzicie, że skoro on startował, to on powinien napisać coś więcej na ten temat) to podam tylko garść informacji, a jeśli macie ochotę na więcej to już jego musicie przycisnąć:). Bieg ukończyło 229 osób a zawodnik z numerem 87 Paweł Matner dobiegł na metę jako czwarty z czasem 33:25 i ze słowami, że w przyszłym roku to on pokaże co potrafi, niech tylko całkiem wróci do formy. I ja mu wierzę ;)
KOMENTARZE
DODAJ KOMENTARZ
Zobacz również:
13-11-2014 | XXI Ogólnopolski Bieg Niepodległości "Góra 2014" - 11.11.2014 rok
28-02-2011 | Świdnicki Bieg Niepodległości
30-11-2017 | Maraton Komandosa
12-11-2012 | XIX Bieg Niepodległości - Góra - 11.11.2012 r.
27-11-2016 | II Otmuchowski Bieg Niepodległości 11.11.2016.
30-11-2017 | Bieg Niepodległości w Warszawie
28-10-2013 | 51. Bieg Republiki Ostrowskiej - Ostrów Wielkopolski - 27.10.2013 rok
Mapa serwisu • Newsletter • Kontakt • Formularz kontaktowy • Polityka prywatności
© 01-01-2009 Hinosz!