Sobota 06 Styczeń 2018 16:47:01
Niczego nieświadomy odpowiedziałem ochoczo na zaproszenie do Biegu w nieznane. Patrząc za okno tem.- 6 C, nic nie zapowiadało tak "gorącego" dnia.
Punktualnie o godz.10.15 wraz z Tomkiem wyruszyliśmy na miejsce wyprawy. Już zatykające się co chwilę uszy zwiastowały niecodzienność trasy biegowej, która na nas czekała (Tomek wiedział, ja nie!). Wreszcie dotarliśmy do celu. Na termometrze -10 C. Po otwarciu drzwi samochodu i wykonaniu paru kroków, myśl była tylko jedna - z powrotem do ciepłego autka! Ale za późno, drzwi się zamknęły i szyderczy uśmiech Tomka (czytaj: nie ma odwrotu!), dawał znak do rozpoczęcia wyprawy.
Początek trasy - start!(600 m n.p.n.)
No cóż, cały czas pod górę, w koło piękne krajobrazy i coraz większe nachylenie podbiegu. Powiem szczerze na 5 km pomyślałem nieskromnie : " bułka z masłem", piękne słonko, pamiątkowe fotki, sielanka na całego.
5 km trasy wysokość 800 m n.p.m.
Na 7 km zmieniłem nieco zdanie, gdyż to tak jakby trochę nie było czym oddychać, a najgorsze były odcinki bez słońca (prawie większość), gdzie zimno było tak przenikliwe, że...już nie chcę o tym pamiętać. 11 km (cały czas pod górę) to już " mała ściana", dosłownie " palenie" mięśni ud. W ruch poszła czekolada (zimna, że nie dało się jej nawet ugryźć) i żele. Tomek dowcipniś cały czas powtarzał mantrę: czerp siłę z pięknych widoków (to był chyba wynik ostatniego wspólnego biegania z Sanyają). Od 12 km, aż na sam szczyt, to już tylko nieprzetarty szlak i śnieg prawie po kolana.
12 km trasy - nieprzetarty szlak - wysokość 1200 m n.p.m.
Wreszcie nagroda za cały trud, zdobycie szczytu i piękne, przepiękne widoki. No niestety, kontemplacja tego cudu Stworzenia nie trwała zbyt długo, bo ważną rzeczą było utrzymywanie stałej temp. ciała, co w tych warunkach nie było łatwe (ok.-13 C).
To nie jest fotomontaż! Kamil naprawdę tu był - wysokość 1350 m n.p.m.
Wielka radość po osiągnięciu zamierzonego celu ukryła znacznie straty jakie poniósł mój organizm podczas wspinaczki tak, że podczas zbiegu mocno to odczułem (teraz twierdzę, że lepiej wbiegać pod górę, niż z niej zbiegać). Podczas zbiegu spotkaliśmy dwa oswojone "wilki", a do Tomka nawet "strzelano". 7 km zbiegu upłynęło dość względnie, natomiast kolejne 5 km to już droga przez mękę. Bolą kolana, kręgosłup, łydki, generalnie całe plecy. No i żeby trening był treningiem, ostanie 3 km tempo zbiegu to ok. 4 min/km (Tomek mnie chyba pomylił z jednym ze swoich zawodników...żartowniś :).
Później upragniona meta, gratulacje i wielka satysfakcja! Od tego momentu to już tylko przyjemne rzeczy, no może poza przebieraniem się w lodowatym samochodzie. Ciepła strawa w czeskiej gospodzie i powrót do Nysy (nieco opóźniony z planowanym przyjazdem). Na miejscu oczywiście uzupełnienie brakujących płynów i analiza całej wyprawy. W sumie wyszło ponad 28 km i ok. 3 godz. biegania. Jak dla mnie to prawdziwa życiówka!
Profil trasy.
Zapis trasy z garmina.
P.S.
Pomysłodawcą i organizatorem cyklu " Bieg w nieznane", który ma na celu wzbudzenie, obudzenie ducha sportu i rywalizacji u ludzi już biegających, ale z różnych powodów nieaktywnych lub mało aktywnych, jest tomkolo77. Nie jest polecany dla dzieci i młodzieży do 18 lat oraz początkujących biegaczy.
"Bieg w nieznane" ponieważ o miejscu i planie "wycieczki" uczestnik dowiaduje się na ok. 1 godz. przed jej rozpoczęciem. Natomiast informacja o planowanym wyjeździe umieszczana jest przez organizatora na kilka dni przed jej rozpoczęciem na Pogaduchach na nysabiega.pl. Organizator zastrzega sobie prawo selekcji uczestników w zależności od stopnia trudności danej " wycieczki".
Kolejna wyprawa tuż, tuż... Serdecznie polecam i zapraszam. Kamil
A teraz coś dla " wrażliwych dusz" czyli foto - video relacja:
Zobacz również:
Mapa serwisu • Newsletter • Kontakt • Formularz kontaktowy • Polityka prywatności
I BIEG W NIEZNANE CZYLI WYCIECZKA BIEGOWA
© 01-01-2009 Hinosz!